Hello guys!
Pamiętacie mnie jeszcze? :))
Czas na kolejną opinię, bo Ej Ki jest chora i cholernie jej się nudzi.
Niedawno byłam na koncercie Thirty Seconds To Mars w Warszawie na Impact Festival.
No dobra, może nie tak niedawno. xD
W drodze do Warszawy, która trwała 6,5 h, słuchaliśmy z rodzicami nowej płyty Marsów i śpiewaliśmy piosenki... Poprawka. Ja śpiewałam wszystkie piosenki, a moja mama Up In The Air i Conquistador XD Dojechaliśmy do Warszawy i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to złe zorganizowanie miejsc parkingowych.
Koncert sam z siebie zajebisty, genialna atmosfera, mam autografy, no i ten no.
Pierogi! :))
A.K.
Anonimowy Krytyk
czwartek, 27 czerwca 2013
niedziela, 2 czerwca 2013
Opinia numer 3. Maggie, Lenny czy jak jej tam.
Hola senhores y senhoritas!
Coś jakoś tak mnie to słoneczko przymuliło, że nie pisałam żadnych recenzji :c
No ale cóż, jestem, radujcie się, moi mili! :D
Matko, troszkę coś ze mną nie tak.
Więc.
Dzisiaj zajmę się kochaną Maggie/Lenny. Dobra, zostańmy przy Lenny, tak będzie wygodniej.
Pomijając fakt,że nagłówek nazywa się (cytuję) 'ehm nagłówek xd d' (or something, wiecie o co chodzi, prawda?) - nagłówek w porządku. Denerwuje mnie tylko jego jakość, szczególnie ograzka, który jest rozmazany i tylko w rozmiarze takim, jak ja mam tutaj dodane, prezentuje się OK.
Kocham tego bloga, okej, jest naprawdę zajebisty, ale mam pytanie co do komentarzy.
Jest 'wolność słowa', czyli każdy może napisać, co tylko zechce, tak? Okej, nie mam zastrzeżeń. Ale po cholerę to zatwierdzanie komentarzy? Żeby uchronić się przed spamem? Po prostu usuwaj komentarze ze spamem i tyle.
Wiesz, to tylko moje zdanie. Naprawdę nie przeszkadza mi to zatwierdzanie, ale kilka osób, które zapytałam, już zaczęło to drażnić.
A tak na rozluźnienie atmosfery:
Zakochałam się *-*
Wracając do Lenny.
Dziewczyna jest śliczna, pomysłowa. Jej teksty naprawdę podbudowują na duchu. Zdjęcia, mimo że nie są do końca perfekcyjne, po prostu coś w sobie mają. A najlepsze jest to, że ona naprawdę kocha swojego bloga, uwielbia blogować, sprawia jej to radość. I pomimo, że jest ode mnie młodsza, zaczęłam ją szczerze podziwiać. Oby tak dalej ;)
Ale ja jak to ja, muszę się do czegoś przyczepić.
Nie martw się, chodzi tylko o mały błąd.
Nie pisze się desing tylko design, rozumiesz, prawda? :)
A czyta się 'dizajn', tak na przyszłość :D
Dobranoc, pamiętajcie, żeby otulić się kołdrą, bo po Dniu Dziecka potwory z szafy zawsze bardziej atakują ;)
A.K.
Coś jakoś tak mnie to słoneczko przymuliło, że nie pisałam żadnych recenzji :c
No ale cóż, jestem, radujcie się, moi mili! :D
Matko, troszkę coś ze mną nie tak.
Więc.
Dzisiaj zajmę się kochaną Maggie/Lenny. Dobra, zostańmy przy Lenny, tak będzie wygodniej.
Pomijając fakt,że nagłówek nazywa się (cytuję) 'ehm nagłówek xd d' (or something, wiecie o co chodzi, prawda?) - nagłówek w porządku. Denerwuje mnie tylko jego jakość, szczególnie ograzka, który jest rozmazany i tylko w rozmiarze takim, jak ja mam tutaj dodane, prezentuje się OK.
Kocham tego bloga, okej, jest naprawdę zajebisty, ale mam pytanie co do komentarzy.
Jest 'wolność słowa', czyli każdy może napisać, co tylko zechce, tak? Okej, nie mam zastrzeżeń. Ale po cholerę to zatwierdzanie komentarzy? Żeby uchronić się przed spamem? Po prostu usuwaj komentarze ze spamem i tyle.
Wiesz, to tylko moje zdanie. Naprawdę nie przeszkadza mi to zatwierdzanie, ale kilka osób, które zapytałam, już zaczęło to drażnić.
A tak na rozluźnienie atmosfery:
Wracając do Lenny.
Dziewczyna jest śliczna, pomysłowa. Jej teksty naprawdę podbudowują na duchu. Zdjęcia, mimo że nie są do końca perfekcyjne, po prostu coś w sobie mają. A najlepsze jest to, że ona naprawdę kocha swojego bloga, uwielbia blogować, sprawia jej to radość. I pomimo, że jest ode mnie młodsza, zaczęłam ją szczerze podziwiać. Oby tak dalej ;)
Ale ja jak to ja, muszę się do czegoś przyczepić.
Nie martw się, chodzi tylko o mały błąd.
Nie pisze się desing tylko design, rozumiesz, prawda? :)
A czyta się 'dizajn', tak na przyszłość :D
Dobranoc, pamiętajcie, żeby otulić się kołdrą, bo po Dniu Dziecka potwory z szafy zawsze bardziej atakują ;)
A.K.
poniedziałek, 13 maja 2013
Opinia numer 2 - Kaja, Louis, Harry & co.
Hej, znowu :D
Korciło mnie po prostu, żeby nie napisać czegokolwiek o Kai Makowskiej (i-and-one-direction.blogspot.com), a przede wszystkim o autorce bloga - Mai.
Pierwsze wrażenie? (pierwszy raz weszłam tam koło 8 miesięcy temu)
Jeżeli już chcesz robić linka po angielsku to do jasnej cholery zrób go gramatycznie. (me-and-one-direction, a nie i-and-one-direction).
Potem treść miło mnie zaskoczyła - niebanalna historia Kai, która stara się wybić w świecie pisarzy biorąc udział w konkursie One Direction. Wygrywa ex equo z niejaką Emily. Obie dziewczyny rywalizują potem między sobą, pisząc rozdziały książki i pojawiając się wszędzie z chłopcami. Część pierwsza jak na moje oko - obłędna. Zakochałam się w tym opowiadaniu. Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie skrytykowała. Druga część, czyli 'Opowiadanie o moim życiu bez One Direction' jest szczerze mówiąc do kitu. Okej, dobra, przeboleję nagłe usunięcie 1D, mimo ogromnej roli, jaką grali w powieści. Przeżyję to, że Kaja wydała książkę, bo to jeszcze jest nawet w porządku. Przeżyję to, że ma menadżera, który przez jakiś czas w ogóle nie był przy niej (rozdziały 15 i 16, kiedy Kaja ląduje w szpitalu i opisuje, że nawet Silvian, jej menadżer, już z nią nie przesiaduje). Okej. Ale kurczę no, powiedzcie mi, czy to miał być fan-fic o One Direction czy kryminał, który przyprawia o wymioty?! (tak, przyznaję się bez bicia - zwymiotowałam na rozdziale 13; [link] począwszy od słów 'Ku jej zdziwieniu mężczyzna pochylając się' zaczyna się najgorsze. Z góry przepraszam, jeśli naraziłam kogoś na odruchy wymiotne.) Od porwania Kai i Louisa po prostu aż nie chciałam tego czytać. Jednak czytałam, łudząc się, że może Maja naprawi to cholerne gówno, w które tak naprawdę zamieniła zajebiste opowiadanie.
Jednak tak się nie stało.
Ostatni rozdział po prostu dobił mnie do końca. Plask, plask, plask. Czy ona naprawdę nie ma nic lepszego do roboty niż opisywanie dźwięku, jaki wydawały stopy Kai, która szła boso po szpitalnej podłodze? Ugh, dobra, ogarnij się, ej ki. (haha, to taki oryginalny skrót od Anonimowy Krytyk, Ej Ki jest Geniuszem :DD)
Miałam być obiektywna, więc napiszę też o autorce.
Jest naprawdę porządna, obowiązkowa i można na niej polegać. Odpisuje na każdego ważnego maila, organizuje konkursy, trzyma się wytyczonych terminów. Odpowiada na każde pytanie na swoim asku. Naprawdę, z tej strony Mai nie mogę zarzucić niczego.
Jednak Maju, jeśli to czytasz, napraw to, co zepsułaś.
Dobra, jest coś takiego jak trzymanie w napięciu, element zaskoczenia. Rozumiem, bo sama piszę. Ale zdecyduj się, czy chcesz kontynuować fan-fica, którym mimo wszystko nadal zajeżdża (wątek Kai i Louisa, a potem Kai i Harry'ego), czy zamierzasz skończyć to opowiadanie jako sensacyjne/kryminalne.
Plus!
Radziłabym to pierwsze. Naprawdę lepiej czytało mi się o niezdarnej, szarej myszce Kai, która próbowała się wybić i po cichu wzdychała do Harry'ego. Wtedy po twoim opowiadaniu potrafiłam ryczeć godzinami albo śmiać się jak idiotka. Manipulowałaś mną. A teraz każdy smutny element jest dla mnie odrzucający, bo nie jestem pewna, czy jest on smutny, czy straszny, a każdy wesoły odbieram jak suchary Strasburgera, czytaj: he he herbata ci stygnie.
Nie hejtuję nikogo, ta opinia była najszczersza i najbardziej obiektywna na jaką mogłam się zdobyć.
Czekam na pocisk od fanek Mai.
Strasznie nieprzyzwoita, chamska i subiektywna,
Anonimowy Krytyk. x
Korciło mnie po prostu, żeby nie napisać czegokolwiek o Kai Makowskiej (i-and-one-direction.blogspot.com), a przede wszystkim o autorce bloga - Mai.
Pierwsze wrażenie? (pierwszy raz weszłam tam koło 8 miesięcy temu)
Jeżeli już chcesz robić linka po angielsku to do jasnej cholery zrób go gramatycznie. (me-and-one-direction, a nie i-and-one-direction).
Potem treść miło mnie zaskoczyła - niebanalna historia Kai, która stara się wybić w świecie pisarzy biorąc udział w konkursie One Direction. Wygrywa ex equo z niejaką Emily. Obie dziewczyny rywalizują potem między sobą, pisząc rozdziały książki i pojawiając się wszędzie z chłopcami. Część pierwsza jak na moje oko - obłędna. Zakochałam się w tym opowiadaniu. Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie skrytykowała. Druga część, czyli 'Opowiadanie o moim życiu bez One Direction' jest szczerze mówiąc do kitu. Okej, dobra, przeboleję nagłe usunięcie 1D, mimo ogromnej roli, jaką grali w powieści. Przeżyję to, że Kaja wydała książkę, bo to jeszcze jest nawet w porządku. Przeżyję to, że ma menadżera, który przez jakiś czas w ogóle nie był przy niej (rozdziały 15 i 16, kiedy Kaja ląduje w szpitalu i opisuje, że nawet Silvian, jej menadżer, już z nią nie przesiaduje). Okej. Ale kurczę no, powiedzcie mi, czy to miał być fan-fic o One Direction czy kryminał, który przyprawia o wymioty?! (tak, przyznaję się bez bicia - zwymiotowałam na rozdziale 13; [link] począwszy od słów 'Ku jej zdziwieniu mężczyzna pochylając się' zaczyna się najgorsze. Z góry przepraszam, jeśli naraziłam kogoś na odruchy wymiotne.) Od porwania Kai i Louisa po prostu aż nie chciałam tego czytać. Jednak czytałam, łudząc się, że może Maja naprawi to cholerne gówno, w które tak naprawdę zamieniła zajebiste opowiadanie.
Jednak tak się nie stało.
Ostatni rozdział po prostu dobił mnie do końca. Plask, plask, plask. Czy ona naprawdę nie ma nic lepszego do roboty niż opisywanie dźwięku, jaki wydawały stopy Kai, która szła boso po szpitalnej podłodze? Ugh, dobra, ogarnij się, ej ki. (haha, to taki oryginalny skrót od Anonimowy Krytyk, Ej Ki jest Geniuszem :DD)
Miałam być obiektywna, więc napiszę też o autorce.
Jest naprawdę porządna, obowiązkowa i można na niej polegać. Odpisuje na każdego ważnego maila, organizuje konkursy, trzyma się wytyczonych terminów. Odpowiada na każde pytanie na swoim asku. Naprawdę, z tej strony Mai nie mogę zarzucić niczego.
Jednak Maju, jeśli to czytasz, napraw to, co zepsułaś.
Dobra, jest coś takiego jak trzymanie w napięciu, element zaskoczenia. Rozumiem, bo sama piszę. Ale zdecyduj się, czy chcesz kontynuować fan-fica, którym mimo wszystko nadal zajeżdża (wątek Kai i Louisa, a potem Kai i Harry'ego), czy zamierzasz skończyć to opowiadanie jako sensacyjne/kryminalne.
Plus!
Radziłabym to pierwsze. Naprawdę lepiej czytało mi się o niezdarnej, szarej myszce Kai, która próbowała się wybić i po cichu wzdychała do Harry'ego. Wtedy po twoim opowiadaniu potrafiłam ryczeć godzinami albo śmiać się jak idiotka. Manipulowałaś mną. A teraz każdy smutny element jest dla mnie odrzucający, bo nie jestem pewna, czy jest on smutny, czy straszny, a każdy wesoły odbieram jak suchary Strasburgera, czytaj: he he herbata ci stygnie.
Nie hejtuję nikogo, ta opinia była najszczersza i najbardziej obiektywna na jaką mogłam się zdobyć.
Czekam na pocisk od fanek Mai.
Strasznie nieprzyzwoita, chamska i subiektywna,
Anonimowy Krytyk. x
niedziela, 12 maja 2013
Opinia numer 1 - Arka Gdynia - Okocimski Brzesko: mecz 11.05.2013 r.
Hej.
Wybrałam się ostatnio na mecz Arki Gdynia z Okocimskim Brzesko, który odbył się, jak wprawne futbolowe oko zauważyło, w Gdyni. Na początku frekwencja była mało zadowalająca, a nawet przygnębiająco niska. Przed rozpoczęciem meczu na Górce (coś jak Żyleta na Legii) było widać mnóstwo wolnego miejsca i szczerze mówiąc wyglądało to kiepsko. Pierwsza połowa nie była rewelacyjna w wykonaniu piłkarzy z Gdyni, jeśli chodzi o przeciwników już ok. Zaś role odwróciły się w drugiej połowie. Na początku nadal oglądaliśmy Arkowców, których nie bardzo chcemy oglądać, ale po wyrównaniu bramką, która dosłownie wpadła do bramki z pomocą da Silvy, w 'Śledzi' coś trafiło. Chwilę potem piękny strzał główką po rożnym (znowu da Silva) i na końcu w 90 minucie, rytuał ostatnich meczów, Surdykowski :) Ale ale, to nie jest to, na czym chcę się skupić.
Ważniejsze rzeczy działy się na trybunach. Tradycyjna 'wojna' na piosenkę 'Nasza areczka ole...' ze wstawaniem z krzesełek i stukaniem w oparcia, a oprawa ze strony górki naprawdę niesamowita. No ale cóż, zostaje mi tylko wstawić zdjęcia:
[źródło: www.arkowcy.pl]
Tak więc widać od razu, że kibice włożyli naprawdę dużo pracy w oprawę meczu. Co jeszcze? Siedziałam na torach, gdzie głosem kibiców od dawien dawna jest Fasol. On zawsze nas organizuje, mimo, że nie ma mikrofonu czy megafonu. Wczoraj Fasol wszedł na barierkę i chciał nas skoordynować, ale ochroniarz zaczął go ściągać. Zaczęły się popychanki, aż z ust kibiców całego stadionu zaczęło się skandowanie, no cóż, bardzo nieprzyzwoitych rzeczy w stronę guardów. Koniec końców Fasol nadal stał na barierce, a ochroniarzom się oberwało.
I przyznam sama, nie mam nic przeciwko.
Recenzję przygotowania całego meczu i gry zawodników pozostawiam wam, bo nie będę się bawić w psychologa.
Do następnego razu,
Anonimowy Krytyk :)
Wybrałam się ostatnio na mecz Arki Gdynia z Okocimskim Brzesko, który odbył się, jak wprawne futbolowe oko zauważyło, w Gdyni. Na początku frekwencja była mało zadowalająca, a nawet przygnębiająco niska. Przed rozpoczęciem meczu na Górce (coś jak Żyleta na Legii) było widać mnóstwo wolnego miejsca i szczerze mówiąc wyglądało to kiepsko. Pierwsza połowa nie była rewelacyjna w wykonaniu piłkarzy z Gdyni, jeśli chodzi o przeciwników już ok. Zaś role odwróciły się w drugiej połowie. Na początku nadal oglądaliśmy Arkowców, których nie bardzo chcemy oglądać, ale po wyrównaniu bramką, która dosłownie wpadła do bramki z pomocą da Silvy, w 'Śledzi' coś trafiło. Chwilę potem piękny strzał główką po rożnym (znowu da Silva) i na końcu w 90 minucie, rytuał ostatnich meczów, Surdykowski :) Ale ale, to nie jest to, na czym chcę się skupić.
Ważniejsze rzeczy działy się na trybunach. Tradycyjna 'wojna' na piosenkę 'Nasza areczka ole...' ze wstawaniem z krzesełek i stukaniem w oparcia, a oprawa ze strony górki naprawdę niesamowita. No ale cóż, zostaje mi tylko wstawić zdjęcia:
[źródło: www.arkowcy.pl]
Tak więc widać od razu, że kibice włożyli naprawdę dużo pracy w oprawę meczu. Co jeszcze? Siedziałam na torach, gdzie głosem kibiców od dawien dawna jest Fasol. On zawsze nas organizuje, mimo, że nie ma mikrofonu czy megafonu. Wczoraj Fasol wszedł na barierkę i chciał nas skoordynować, ale ochroniarz zaczął go ściągać. Zaczęły się popychanki, aż z ust kibiców całego stadionu zaczęło się skandowanie, no cóż, bardzo nieprzyzwoitych rzeczy w stronę guardów. Koniec końców Fasol nadal stał na barierce, a ochroniarzom się oberwało.
I przyznam sama, nie mam nic przeciwko.
Recenzję przygotowania całego meczu i gry zawodników pozostawiam wam, bo nie będę się bawić w psychologa.
Do następnego razu,
Anonimowy Krytyk :)
sobota, 4 maja 2013
Wprowadzenie o anonimowym krytyku.
Z góry mówię - anonimowy krytyk jest w 100% anonimowy. Jest to kobieta.
Młoda. Lubi krytykować ale i chwalić różne twory. I oto jestem! Będę
biegała po różnych blogach i oceniała je, ale nie recenzowała na punkty
tylko wystawiała szczerą opinię.
Nie przyjmuję zamówień na opinie.
Sama je wystawiam.
Dobrej nocy dla niektórych,
Anonimowy krytyk. xx
Ps. Post skopiowany z bloga www.anonimowy-krytyk.blogspot.com, bo wasz krytyk jest geniuszem i zapomniał maila do tego bloga :D
Nie przyjmuję zamówień na opinie.
Sama je wystawiam.
Dobrej nocy dla niektórych,
Anonimowy krytyk. xx
Ps. Post skopiowany z bloga www.anonimowy-krytyk.blogspot.com, bo wasz krytyk jest geniuszem i zapomniał maila do tego bloga :D
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)






